Szkic z dziejów cegielni w Gościcinie,
jej właścicieli i ich siedziby
Cegielnia w Gościcinie – dzisiaj właściwie jej pozostałości – prawie od stu pięćdziesięciu lat stanowi część kulturowego krajobrazu tej wsi. W jej historii, jak w baśniowej soczewce można prześledzić specyficzne, niepowtarzalne dzieje naszego regionu, wpływ na nie ogólnoświatowych, europejskich i krajowych zawieruch dziejowych i wywierane przez nie skutki na przysłowiowych przeciętnych obywateli. Jej początki na pewno były pośrednim wynikiem triumfu niemieckiej Rzeszy – w skład której wchodziło wówczas również Gościcino – nad Francją w 1870 r. i późniejszego ożywienia gospodarczego tego państwa, wzrostu jego potęgi i dumy z niego jego niemieckich obywateli. Nie powstała od razu, był to kilkunastoletni czy nawet jeszcze dłuższy proces, tak jak stopniowo wrastali w miejscową społeczność jej założyciele, niemiecka, ewangelicka rodzina Brandtów. Obecnie najłatwiej przedstawić ten proces, przeglądając akta gruntowe ich gościcińskich nieruchomości oraz daty powstawania na nich budynków. Pierwsze wpisy w księgach hipotecznych pochodzą z lat osiemdziesiątych XIX wieku. Źródła nie podają roku budowy cegielni, ale znamiennym jest, że najstarszy budynek mieszkalny dla robotników powstał w 1876 r., kolejny w 1908 r. W tymże roku pobudowano zabudowania gospodarcze: oborę, stajnię, stodołę i wozownię oraz na ich piętrze spichlerz. Szczególnie należy zwrócić uwagę na powstałą w 1905 r. – zbudowaną z czerwonej cegły i krytą dachówkę – jedenastopokojową willę właścicieli cegielni, dzisiejszy zabytkowy „Dworek Drzewiarza”.
Był to dobry czas dla założenia cegielni w Gościcinie. Była ona przecież prawie rówieśniczką tutejszej fabryki krzeseł, budowano wtedy w nim gmach nowej szkoły, powstawały inne budynki. Na pewno pierwszy właściciel cegielni, Karol Brandt, nie musiał narzekać na brak zleceń, tym bardziej, że był sąsiadem i jednocześnie współudziałowcem tej fabryki, z którą prowadził także inne interesy, w tym sprzedaży – kupna oraz zamiany nieruchomości. Nie dziwi więc, że po fabryce krzeseł i cementowni w Orlu gościcińska cementownia należała do 1945 do największych zakładów przemysłowych na obszarze obecnej gminy Wejherowo. Mimo to daleko jej było do przedsiębiorstw, zakładów przemysłowych w dzisiejszym rozumieniu tych terminów. Do 1945 r. dla rodziny Brandtów przychody z pracy cegielni były jednym z dwóch głównych źródeł dochodów. Drugimi były zyski z kilkudziesięciohektarowych gruntów rolnych, w tym przede wszystkim z prawie dwudziestohektarowego gospodarstwa rolnego przy cegielni.
Stąd w historycznych przekazach często występują oni zamiennie jako rolnicy bądź przedsiębiorcy. Posiadanie przez nich gospodarstwa rolnego okazało się dla nich szczególnie przydatne w czasie I wojny światowej, kiedy zleceń dla cegielni było znacznie mniej, a jej pracownicy byli powołani do wojska. Także po jej zakończeniu, cegielnia przeżywała znaczne trudności. Powojenna inflacja, brak środków na inwestycje były głównymi przyczynami, że bezpośrednio po wejściu w skład odrodzonego państwa polskiego w 1920 r. była ona nieczynna. Wraz z poprawą koniunktury wznowiła swoją działalność, w 1927 r. zatrudniając nawet 27 pracowników. W ogóle w okresie międzywojennym pracowało u niej najwięcej 30 robotników. Uderza jednak, że taki poziom zatrudnienia osiągała wyłącznie niekiedy i to latem, w pozostałych miesiącach zwalniała pracowników, a w czasie wahań gospodarczych, kryzysów na krótszy bądź dłuższy czas przerywała całkowicie pracę. Dla świadomych swej niemieckiej narodowości Brandtów zmiana przynależności państwowej z niemieckiej na polską była szokiem. Można domniemywać, że w pełni nie wiedzieli, jak się zachować w tej nowej sytuacji. Był dla nich niewątpliwym zamiar pozostania na miejscu, a przez to przede wszystkim utrzymania tutejszego majątku, więc nie wyemigrowali i część z nich przyjęła obywatelstwo polskie. Jednocześnie K. Brandt był podejrzany przez polskich funkcjonariuszy o nadmierną agitację na rzecz zatrzymania niemieckiego obywatelstwa przez mieszkańców Gościcina i okolicy. Z drugiej z strony w pierwszych polskich wyborach do ówczesnej rady gminy w Gościcinie z 1920 r. został jej radnym (co było miarą wżycia się go w miejscową społeczność), a urzędnik polskiego starostwa określił jego narodowość jako „polską”. To ostatnie mogło być skutkiem nieodróżnienia narodowości od obywatelstwa. W każdym razie Brandtowie w międzywojniu podtrzymali swoją niemiecką tożsamość i pielęgnowali niemiecką kulturę. Jednak z przejrzanych przez autora dokumentów wynika, że nie angażowali się zbytnio w niemiecką działalność polityczną i organizacyjną, a polskie władze nie ujmowały ich w spisach Niemców podejmujących działalność antypaństwową. Co najwyżej zarzucano im, że władają wyłącznie językiem niemieckim, śpiewają niemieckie piosenki, kultywują niemieckie święta i uroczystości. Wymownym jest jedynie, że funkcjonując w polskim (kaszubskim) społeczeństwie i polskim państwie nikt z nich nie nauczył się języka polskiego czy kaszubskiego.Okres międzywojenny był dla nich czasem rodzinnych, ludzkich tragedii.
Na początku lat dwudziestych zmarł najpierw K. Brandt, a następnie jego żona Wilhelmina z domu Welz. Na mocy testamentu ich cały majątek z cegielnią, gospodarstwem i willą przejęła trójka ich dzieci, mieszkańców Gościcina: synowie Karol i Reinhold oraz córka Małgorzata po mężu Vanselow. Ponieważ bezpośredni zarząd cegielnią przejął Reinhold, to on na ogół w dokumentach widnieje wówczas jako jej właściciel. R. Brandt zmarł w 1933 r. i jego udział w majątku Brandtów przejęło żyjące rodzeństwo, siostra i brat. W praktyce, chociaż wspólnie dzielili się „pracą i dochodami”, czynności właścicielskie podejmowała tylko M. Vanselow. Powodem tego była choroba umysłowa K. Brandta syna, przez którą w 1925 r. został ubezwłasnowolniony, a na jego prawnego opiekuna wyznaczono krewnego z linii matki, wejherowskiego kupca, Augustyna Welza. W konsekwencji oficjalną nazwą cegielni od 1936 r. była „Cegielnia C. Brandta właść. M. Vanselow i K. Brandt”.
Ten stan – nie licząc nadania firmie niemieckiej formy w czasie okupacji hitlerowskiej – trwał do 1945 r. Po przejęciu przez polskie komunistyczne władze Gościcina cały majątek nieruchomy i w części ruchomy Brantów został przejęty na własność Skarbu Państwa. M. Vanzelow z córką latem tego roku wyjechała (została wysiedlona?) do Niemiec. Na miejscu został jej niepełnosprawny umysłowo brat Karol. Mieszkał na terenie wtedy już byłego swojego gospodarstwa i brał udział w odbywających się w nim pracach. Według ustnej relacji jednej z ówczesnych mieszkanek Gościcina w 1946 bądź 1947 r. został niespodziewanie zabrany przez „dwóch panów z samochodu” i już więcej w Gościcinie się nie pojawił.
Nowy właściciel potraktował główną część majątku Brandtów bardziej jak gospodarstwo rolne niż zakład przemysłowy i oddał ją już w kwietniu 1945 r. w zarząd rolnikowi Janowi Okrojowi, wówczas mieszkańcowi Gościcina. Użytkował on wyłącznie ją rolniczo, a cegielnia była nieczynna i wraz z urządzeniami stopniowo niszczała, chociaż formalnie nadal istniała. Był to jeden z powodów, dla którego odebrano ten teren dotychczasowemu zarządcy i wydzierżawiono go formalnie w 1946 r., faktycznie rok później Gertrudzie Wojewskiej, również z Gościcina. W umowę dzierżawy wpisano zobowiązanie dzierżawcy do wyremontowania i uruchomienia cegielni, co jednak nie nastąpiło. Wybór G. Wojewskiej zapewne nie był przypadkowy, gdyż była ona przedstawicielką rodziny, która przed wojną prowadziła cegielnie w bliskiej okolicy, przez co niewątpliwie stanowiła konkurencję dla zakładu Brandtów.
Jednym z głównych powodów atrakcyjności byłego majątku Brandtów była ich willa, jak na owe czasy dobrze wyposażona. Miała łazienkę, była skanalizowana i zelektryzowana. Podobnie jak w domkach robotniczych urządzono w niej kilka mieszkań oraz przejściowo biura niedziałającej cegielni i pobliskiej fabryki krzeseł. Z uwagi na brak pomieszczeń na cele publiczne w Gościcinie w 1947 r. władze gminy Wejherowo zaproponowały, by umieścić w niej Średnią Szkołę Zawodową, współpracującą z fabryką. Wywołało to trwającą prawie dwa lata dyskusję, w której zabierały głos nawet centralne władze państwa. W skrócie rzecz polegała na tym, że państwo było za realizacją tego problemu, ale nie chciało arbitralnie rozwiązywać umowy z G. Wojewską, która broniła się przed oddaniem w użytkowanie dzierżawionego przez nią budynku na cele oświatowe. Częściowo ten problem został rozwiązany przez opracowany w 1949 r. socjalistyczny plan 6 – cio letni dla powiatu wejherowskiego i gminy Wejherowo. W jego założeniach umieszczono między innymi konieczność reaktywowania cegielni w Gościcinie. Zgodnie jednak z duchem czasu planowano to nie poprzez oddanie jej w pełni w ręce prywatne lecz przeciwnie, do uspołecznionego zakładu. Najpierw miała to być spółdzielnia lub związek spółdzielni. Ostatecznie zdecydowano się na państwowe, scentralizowane trójmiejskie przedsiębiorstwa. Było to Gdańskie Zakłady Terenowe Przemysłu Materiałów Budowlanych Cegielnia w Gościcinie, podległe Wojewódzkiemu Zarządowi Przemysłu Materiałów Budowlanych. Nazwa tego zakładu i innych, w których zarządzie była gościcińska cegielnia, stosunkowo często się zmieniała, przy kolejnych socjalistycznych przekształceniach. Można tutaj wymienić chociażby Komunalne Przedsiębiorstwo Zaopatrzenia i Produkcji Pomocniczej w Gdańsku, Zakład Gospodarki Materiałowej Wojewódzkiego Zjednoczenia Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Gdańsku, Gdańskie Przedsiębiorstwo Ceramiki Budowlanej.
W okresie socjalizmu doszło także do bardziej znaczących zmian w przekształceniach gościcińskiej cegielni niż fasadowa zmiana nazw. Już w 1952 r. – w dwa lata po jej reaktywacji – odstąpiono od dotychczasowego jej połączenia z gospodarstwem rolnym. Jak skarżył się jej kierownik, nie była ona w stanie łączyć dwóch funkcji gospodarczych i między innymi w wyniku jego starań ziemię rolną odłączono od cegielni i wydzierżawiono okolicznym rolnikom. Rozszerzyła ona też zbyt swoich wyrobów na cały kraj, co jednak nie było tyle wynikiem ekonomicznych sukcesów, co socjalistycznej, centralnej dystrybucji. Już w 1955 r. osiągnęła też najwyższy w swojej dotychczasowej historii poziom zatrudnienia, 50 pracowników. Ostatnią firmą z siedzibą w Gdańsku, która prowadziła gościńską cegielnię, było Komunalne Przedsiębiorstwo Zaopatrzenia Produkcji i Usług „Remetex”. Według ustnej relacji jej byłego pracownika, miało typowe dla schyłkowego socjalizmu i początku przemian z 1989 r. problemy, czego przejawem miała być między innymi prowadzona przez nią produkcja skrzynek. To od niej – po reformie samorządowej z 1990 r. – gmina Wejherowo przejęła znaczną część dawnego majątku Brandtów, w tym obiekty cegielni i ich willę. Poprzez komunalizację mienia państwowego przeszedł on na własność gminy. Musiała ona więc zdecydować, co z nim zrobić. Początkowo oddano je w dzierżawę spółce „Cegielnia Gościcino”, która starała się na nim kontynuować produkcję. Jednak docelowo miał on podlegać sprzedaży, co rodziło szereg trudności, chociażby związanych z koniecznością zakończenia umów najmu z dotychczasowymi mieszkańcami budynków cegielni i jej pierwotnych właścicieli. Po ich rozwiązaniu, jedna część mienia gminy przeszła na własność prywatną (w tym zabudowania cegielni), druga pozostała własnością gminy. W szczególności w gestii gminy pozostał „Dworek Drzewiarza”.
Za ostatni akord w historii cegielni – jeszcze wtedy dzierżawionej, chociaż nieczynnej – można uznać jej pożar z czerwca 1996 r. Spaliło się wtedy 4400 m2 jej zabudowanej powierzchni, a straty oszacowano na ponad 200 tys. ówczesnych złotych. Dodatkowo musiano wysadzić w powietrze – ze względu na naruszenie konstrukcji w trakcie pożaru – jej 38 – mio metrową wieżę. Dokonali tego ściągnięci specjalnie dla tego celu saperzy z jednostki wojskowej, stacjonującej na Półwyspie Helskim. Tak więc z gościcińskiego krajobrazu zniknął charakterystyczny dla niego element, symbol jednego ze znaczniejszych podmiotów gospodarczych gminy Wejherowo, miejsca pracy i pobytu szeregu jej mieszkańców.
Jak można sądzić, świadomi tych kulturowych uwarunkowań mieszkańcy Gminy na zebraniu sołeckim wyszli z inicjatywą by odrestaurować dawną willę Brandtów. Władze Gminy Wejherowo podjęły decyzję aby przeznaczyć budynek na cele edukacyjno – warsztatowe pod nazwą ” Dworek Drzewiarza ” i stworzyć w nim swoiste centrum kultury, promieniujące na całą gminę i przekraczające siłą swojego oddziaływania także jej granice i przyciągające do niego także gości z zewnątrz. Ciekawa historia tego miejsca i ludzi z nim związanych, w niniejszym tekście ledwie zasygnalizowana, zwiększa szansę, że będzie to więcej niż udane przedsięwzięcie.
Bogusław Breza